A ponieważ obiecałam sobie, że moje wejścia na Koronę Gór Polski odbędą się właśnie w pięknych okolicznościach, to jedziemy. Tuż przed g. 13:00 meldujemy się na Długiej Polanie w Nowym Targu. Parking raczej pusty.
Bylibyśmy wcześniej, ale chwilę przed Klikuszową staliśmy dokładnie godzinę w 4 km korku. A wszystko przez ruch wahadłowy, który odbywał się na długości 600 m! No nic szybka zmiana obuwia i za zielonym kolorem idziemy w górę.
Początek szlaku szybko podnosi mi ciśnienie i herz-klekot. Jest kamieniście i dość stromo.
Oj w tym momencie myślę sobie, że 'pani biurwa za biurka' to za daleko nie dojdzie, jeśli tak ma wyglądać ten spacer.
Na szczęście po kilkunastu minutach szlak się wypłaszacza i spokojnie można maszerować bez odpoczynku do samego schroniska.
No, ale kto by się nie skusił na herbatkę z takim widokiem. Latem w budce po lewej sprzedawane są lody i zimne piwko, a przynajmniej tak głosi napis 😃
Niechętnie, ale idziemy dalej, bo czekają wieczorne atrakcje w pensjonacie, a przed nami jeszcze szmat drogi do przebycia.
W końcu po 2 godzinach marszu dochodzimy do schroniska. Ceny trochę bandyckie, jak w większości schronisk, ale na pifko zasłużyłam.
Ze schroniska na szczyt idzie się tylko 10 min. Panorama, jaką można podziwiać że szczytu w sumie, towarzyszyła nam całą drogę, wiec szybkie zdjęcie i kolejny pagórek dodany do mojej kolekcji KGP.
Schodziliśmy tą samą ścieżką podziwiając widoki i chaty, jakie można tu wynająć. Ciekawe, czy gospodarze dowożą tu swoich gości terenówkami, czy trzeba się wdrapywać z tobołami 😅 Jeśli ktoś korzystał i wie, to proszę o komentarz.
Na całej długości drogi, trzeba było ciągle omijać dość paskudne błocko
Po niewiele ponad 4 godzinach wróciliśmy do autka i bocznymi dróżkami dojechaliśmy do pensjonatu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz